Zacznę jak zwykle dzieci: wreszcie wakacje! Wszyscy mogli zapomnieć o szkole i pójść na basen, spacer, pojechać w góry, lub nad morze, po prostu odpoczywać, leniuchować...
Początek wakacji spędziłam w domu, albo w basenie machając nogami, oglądałam telewizję, czytałam. A potem przyszedł lipiec. No ten miesiąc nie był nudny! Już pierwszego dnia wsiadłam do małego autokaru z innymi dziećmi i pojechałam do Rymanowa Zdroju! Była tam Pani Ania, Pani Agnieszka, Kiara, Kinga, Wanda, Ida, Piotrek, Filip, Patrik, Csanád, Marek, Timi, Wiki, Marysia i Zosia, która pierwszy raz była na koloniach. Mam nadzieję, że wszystkich wymieniłam. I tak już wzdycham wypowiadając tak dużo imion naraz! Kingę i Kiarę wtedy widziałam pierwszy raz. Są bardzo fajne, w autobusie siedziałam koło Kingi i całą drogę śmiałyśmy się. "Trochę" byłyśmy za głośne...

Wieczorem, kiedy dojechaliśmy w świetlicy było zapoznawanie z inną grupą Polaków . Obydwie grupy były nieśmiałe. Pani Teresa powiedziała, że mamy wyjść na środek i przedstawić się. Powiedzieć skąd przyjechaliśmy, co nas interesuje, i coś o sobie. Pani Teresa była naszą kierowniczką, wraz z jej córką Agatą i z panią Magdą. W ciągu tych dwóch tygodni dobrze się poznaliśmy. Rozumiem przez to i dzieci i dorosłych. Dużo było programów. Bawiliśmy się w świetlicy, albo na podwórku graliśmy w mini-olimpiadę, lub chodziliśmy na wycieczki w góry, kąpaliśmy się w basenie, czy sadziliśmy kwiaty w szklarni. Jeszcze nie wspomniałam o fabryce szkła gdzie można było dmuchać szkło - (ci, którzy spróbowali, to potem długi czas wzdychali) i brać w palce kolorowe proszki. Ja na wszystkie palce wzięłam inny kolor. Jednego dnia pojechaliśmy do Parku Narodowego i oglądaliśmy film oraz wypchane zwierzęta - biedaki! ich oczy były ze szkła, ale wydawało mi się, że wołają o pomoc... Między zabawami i wycieczkami z panią Anią mieliśmy zajęcia artystyczne: lepiliśmy maski z gliny, malowaliśmy drewniane aniołki i siekierki. Ja wybrałam siekierkę bo jest to herb Rymanowa, tak więc będę mieć pamiątkę z tego ładnego miejsca. Przedostatni dzień spędziliśmy nad strumykiem a raczej potokiem o nazwie Tabor - brzmi węgiersko, prawda? Budowaliśmy tamy z kamyków, zapoznawaliśmy się z pijawkami i oczywiście chlapaliśmy się. Wszyscy byliśmy mokrzy - no i Panie: Ania, Agnieszka, Magda i Agata też, tak było sprawiedliwie. W drodze do domu suszyło nas słońce, było super!
Pożegnanie jest najgorszym wspomnieniem z kolonii. Szczególnie, że ja wyjechałam dzień wcześniej z mamą do Krakowa.
Mam nadzieję, że inni też mile wspominają te dwa tygodnie i w przyszłym roku znów się spotkamy w takim fajnym miejscu jak teraz!
2010.07.
Nincsenek megjegyzések:
Megjegyzés küldése